Sędziowie są zawsze winni
Wstęp do „Koncepcji FDI” otwieram słowami: „Świat piłki nożnej wymaga poważnej reformy intelektualnej, prowadzącej do całkowitej zmiany postrzegania, interpretacji, rozwiązań, mechanizmów oraz postaw w ramach kilkudziesięciu najważniejszych obszarów futbolu. Mimo szerzenia mitu o wysokim stadium ewolucji, zawodowa piłka nożna została – w szerokim kontekście płaszczyzn: intelektualnej, sportowej, organizacyjnej i finansowej – sprowadzona do stanu prymitywnej dyscypliny sportu, schowanej za fasadą blichtru, doskonałej infrastruktury oraz kolorowej promocji.”
▶ Oblicza prymitywizmu
Mógłbym w tym artykule wziąć pod lupę rozmaite oblicza wspomnianego prymitywizmu. Tym razem zdecydowałem się na aspekt, zawierający bardzo gorzką prawdę o ludzkich postawach. Aspekt, który wywołuje u mnie złość. Rzecz tyczy się stosunku oficjeli klubowych, trenerów oraz zawodników do sędziów piłkarskich.
Wspomniany problem ma bardzo długą historię, nie znającą granic państwowych i nie rozróżniającą rozgrywek ligowych. Występuje wszędzie. W ostatnim czasie na terenie Niemiec, gdzie na co dzień mieszkam, bardzo głośna stała się smutna sprawa, dotycząca sędziego Felixa Zwayera. Świetny arbiter został z niesłychaną siłą werbalnie zaatakowany podczas meczu Bundesligi, a pisemnie także po nim. Za co? Za jeden rzekomy błąd, który popełnił w ciągu 90 minut. Przez kogo? W pierwszej kolejności przez trenerów oraz piłkarzy Borussii Dortmund, wykorzystujących bezwiednie – stworzony przez środowisko piłkarskie – katalog tanich wymówek. Tymczasem mentalność pod nazwą „Sędziowie są zawsze winni” ujawnia jednoznacznie ludzką słabość i indolencję w zakresie rozumienia piłki nożnej po stronie nadawców tych treści.
W Polsce, podobnie jak w każdym innym kraju, kilka razy w tygodniu głos zabierają osoby utyskujące na pracę sędziego. Najświeższy, żenujący przykład to postawa trenera Jana Urbana po zakończeniu spotkania Górnika Zabrze z Rakowem Częstochowa, kiedy to bezceremonialnie zrzucał winę za brak zwycięstwa na sędziego VAR, Szymona Marciniaka. Jeśli ktoś nie potrafi dokonać refleksji, nie dostrzega katastrofalnego stanu i jakości gry swojej drużyny (za którą odpowiada), a szuka usprawiedliwień wśród osób postronnych, to… smutna wiadomość dla jego pracodawców. Oto moje fakty do tej odmiany piłkarskiego prymitywizmu:
🔹 JAKOŚĆ PRACY SĘDZIEGO
Sędziowie są w przypadku 99,9% meczów najlepszymi aktorami na boisku. Podejmują wiele decyzji na sekundę. I nie powinniśmy mylić odgwizdanych czy nieodgwizdanych sytuacji z globalnie podjętymi decyzjami. To tylko wycinek całokształtu działań. Decyzję stanowi również wybór ustawienia przesuniętego o jeden metr w prawo lub w lewo, zastosowanie przyspieszenia w przemieszczaniu się po boisku lub zachowanie dotychczasowej prędkości, a także kierunek ruchu na murawie. Współczynnik pomyłek w kontekście wszystkich działań jest niewarty wspomnienia, znajduje się w okolicy błędu statystycznego. Żaden zespół na świecie nie jest w stanie nawet zbliżyć się do tego poziomu. FC Barcelona (2009) to najlepsza drużyna, jaką kiedykolwiek widziałem, ale ona również nie dosięgała jakości pracy arbitra.
🔹 NIEZROZUMIENIE PIŁKI NOŻNEJ
Sędzia piłkarski nie „wygrywa”, ani nie „przegrywa” meczu dla żadnej drużyny. Sędzia nie ma nawet możliwości wpłynięcia na jego przebieg. Piłka nożna to, niestety, dla wielu bardzo prosta dziedzina i taki też występuje w niej sposób myślenia (proces degradacji futbolu). Jeśli rozjemca postanawia podyktować rzut karny, omyłkowo interpretując wydarzenie jako niezgodne z przepisami, niemal wszyscy mówią: to ten człowiek jest winny porażki. Ale kto nie potrafił budować w sposób ustrukturyzowany działań ofensywnych? Kto stracił piłkę w tej akcji? Kto nie zdołał natychmiast po stracie odzyskać piłki? Kto nie znalazł rozwiązania, aby w licznych sektorach przerwać atak przeciwnika? Kto nie potrafił zapobiec stworzeniu okazji podbramkowej przez rywala? To była przecież drużyna broniąca, a nie sędzia. Mamy w takich sytuacjach do czynienia z kolektywnym, wielostopniowym błędnym zachowaniem całego zespołu, prowadzonym i – w optymalnej wersji – rozwijanym przez sztab trenerski. Arbiter reaguje (lub nie) wszędzie, na całym boisku, w każdej strefie, w każdym sektorze. Gwizdek blisko linii środkowej równa się gwizdkowi w polu karnym. Samą lokalizację interwencji sędziego w fazie defensywnej determinuje już jednak konkretna drużyna broniąca: poprzez swój sposób grania, przygotowanie do meczu oraz poziom gry. Nie powinno się mieszać roli reżysera z rolą widza. Ten ostatni jedynie reaguje.
Identyczna zasada obowiązuje w fazie ofensywnej. Zespół decycyduje, w jakim miejscu na boisku sędzia „włącza się” do gry. I w jakich okolicznościach. Dla przykładu: przerwana akcja ofensywna (spalony) z potencjałem zagrożenia bramki przeciwnika, która w bardzo niewielkim stopniu bywa niewłaściwie oceniona przez sędziów, ma swoje źródło pomyłki w chaotycznych i niekontrolowanych działaniach ofensywnych.
Każdy rzekomy błąd sędziego posiada ekstremalnie nieznaczący wpływ na przebieg spotkania oraz jego końcowy rezultat. Niezależnie od miejsca na boisku, w którym dochodzi do omyłkowej oceny wydarzeń. W każdej akcji – zarówno defensywnej, jak również ofensywnej – drużyny wykonują od dziesiątek do setek działań. W trakcie 90 minut mówimy o tysiącach pojedynczych poczynań. Wszystkie te zachowania oddziałują pozytywnie lub negatywnie na właśnie trwającą akcję, a potem na akcje następne (pochodne) oraz okresy następne (pochodne) gry. Pod względem taktycznym, fizycznym i psychicznym (mentalnym). Zgodnie z powyższym, każdy zespół dysponuje podczas meczu tysiącami możliwości wprowadzenia swoich działań na wysoki poziom, wywierania pożądanego wpływu na boiskowe wydarzenia, przebieg spotkania i ostatecznie na wynik. Żaden sędzia na świecie nie jest w stanie, choćby szczątkowo, zniszczyć wysokiej jakości pracy drużyny. Decyzje arbitra nie mają również znaczenia w odniesieniu do czasu ich podjęcia. Jeśli już w 1. minucie przeciwko jednemu z zespołów zostanie podyktowany rzut karny lub nie zostanie uznany gol, pozostaje jeszcze 89 minut do zrealizowania wysokiej jakości planu. Dochodzi do tych samych zdarzeń w ostatniej minucie pojedynku, należało wykorzystać poprzedzające 89 minut, by zadbać o zakończenie meczu na swoją korzyść.
To właśnie oni (osoby zarządzające Klubami, trenerzy i piłkarze) przyjęli gremialnie inwentarz „nowoczesnej piłki nożnej”, prowadzący do utraty kontroli nad swoją drużyną, przebiegiem działań boiskowych, jak również przeciwnikiem. Ergo, „środowisko piłkarskie” w pełni odpowiada za dramatyczne obniżenie jakości organizacji gry zespołowej, sprowadzenie taktyki do kompromitującego formatu oraz uniemożliwienie strukturalnego rozwoju zespołów. Konkluzja jest jasna: ciągle wymykającemu się spod kontroli biegowi zdarzeń na murawie i powiązanej z tym faktem frustracji nie jest winny żaden sędzia na tej planecie.
🔹 DRAMATYCZNY POZIOM
Słuchając ze strony trenerów lub piłkarzy – aktywnych w tak zwanym profesjonalnym futbolu – negatywnej krytyki na temat sędziów, mamy do czynienia z całkowitym absurdem. Przecież to właśnie poziom piłkarski, bazujący od lat na wszechobecnych trendach z ogromnymi błędami logicznymi, jest dzisiaj na bardzo niskim pułapie. Piłkarze indywidualnie są coraz lepsi, za to jakość działań zespołowych konsekwentnie spada. Z bardzo konkretnych powodów. Wśród osób zarządzających Klubami, a także wśród trenerów oraz zawodników – w Polsce, Niemczech, Europie, na świecie – praktycznie nikt nie zauważa jednoznacznej zapaści poziomu gry, poziomu poczynań drużyn. Nikt nie chce zakwestionować kierunków rozwojowych ostatniej dekady. Za to chętnie usprawiedliwia się własną indolencję, która wcale nie otrzymuje takowego statusu, postawą sędziego. Moje zalecenie brzmi: najpierw warto zająć się sobą. Zarządzający Klubami, trenerzy i piłkarze – z taką lubością obwiniający sędziów w sprawie rzekomych „błędów decydujących o wyniku meczu” – powinni nade wszystko sięgnąć po wielki skarb w postaci refleksji. To właśnie oni przyjęli gremialnie inwentarz „nowoczesnej piłki nożnej”, prowadzący do utraty kontroli nad swoją drużyną, przebiegiem działań boiskowych, jak również przeciwnikiem. Ergo, „środowisko piłkarskie” w pełni odpowiada za dramatyczne obniżenie jakości organizacji gry zespołowej, sprowadzenie taktyki do kompromitującego formatu oraz uniemożliwienie strukturalnego rozwoju zespołów. Konkluzja jest jasna: ciągle wymykającemu się spod kontroli biegowi zdarzeń na murawie i powiązanej z tym faktem frustracji nie jest winny żaden sędzia na tej planecie.
„Nowoczesna piłka nożna” charakteryzuje się stosowaniem poczynań grupowych oraz indywidualnych, za to wyłączono z obiegu działania zespołowe. Standard stanowi wyznaczanie ledwie ogólnych wytycznych, ustrukturyzowane rozwiązania definiuje się maksymalnie na pierwsze fragmenty akcji (faza defensywna, faza ofensywna), brakuje jakichkolwiek zazębiających się mechanizmów w grze. Innymi słowy: kompleksowość systemów gry stała się tematem tabu. Ciągle zmienia się formacje, zasady taktyczne, zadania, w ten sposób niszcząc jakiekolwiek procesy rozwojowe. Dużo więcej czasu poświęca się na analizę przeciwnika i wymyślanie quasi-rozwiązań w celu przechytrzenia rywala, niż na pracę nad postępem w grze własnej drużyny. Trenerzy bazują na inwencji zawodników, a ta moda generuje bezład i chaos. Generalnie taktyka/organizacja gry traktowane są w kategoriach czynnika towarzyszącego dla umiejętności piłkarzy oraz działań indywidualnych. Trend szybkiej gry do przodu – w myśl powiedzenia „niech się dzieje, co chce” – tylko potwierdza sformułowaną tezę. Sztaby szkoleniowe inwestują najwięcej czasu w elementy uzupełniające system gry, za to piłka nożna sama w sobie, struktura gry nie cieszą się wielkim zainteresowaniem.
Powyższa lista stanowi jedynie wyciąg z mojego rejestru problemów piłki nożnej. W sumie doprowadziły one nie tylko do dramatycznej degrengolady poziomu piłki nożnej, ale również – jak stwierdziłem powyżej – wyciągnęły panel kontrolny z rąk trenerów. Cierpią na tym oni sami, podobnie jak ich podopieczni – zawodnicy. Obie grupy, niestety, jeszcze tego nie wiedzą. I w trybie odruchu szukają wytłumaczenia po innej stronie. Po stronie sędziów. Z powodu niezrozumienia.
🔹 KONTRPRODUKTYWNOŚĆ
Wiele lat pracowałem jako Trener oraz Dyrektor ds. sportowych. Przy tym bardzo często obserwowałem innych trenerów i dyrektorów ds. sportowych, skaczących oraz protestujących przy linii bocznej. Wypowiedzi krytykujące pracę sędziego słyszałem na konferencjach prasowych i czytałem w Internecie. W takich sytuacjach zawsze krążyło mi po głowie jedno pytanie: co w ogóle ma przynieść to prymitywne zachowanie? Do dzisiaj nie stało się to dla mnie klarowne. Wiem za to dokładnie, jakie negatywne skutki wywołuje tak absurdalne podejście. Niezależnie, czy w trakcie meczu czy też po jego zakończeniu – każda krytyka arbitra dekoncentruje trenera. Traci on skupienie, przestaje koncentrować się na aspektach rzeczywiście istotnych, czyli pracy ze swoim sztabem i swoim zespołem. W ten sposób trener zamyka drogę do refleksji własnych poczynań. Wówczas każde analityczne działanie odbywa się przez pryzmat mentalności noszącej nazwę „Sędziowie są zawsze winni”. Takie okoliczności hamują nie tylko rozwój drużyny, lecz zagrażają też indywidualnej ścieżce zawodowej trenera. Na podstawie fatalnego zachowania trenerów i osób zarządzających w Klubie – czytaj: z tytułu nieprzystających sformułowań – powstają tanie wymówki dla piłkarzy. Kwestia jakości, boiskowych poczynań, rozwoju, a także odpowiedzialności natychmiast zyskuje zupełnie inne pole interpretacyjne, co przekłada się na utrudnione warunki pracy dla sztabu szkoleniowego. Poruszanie przez klubowych oficjeli tematyki sędziowskiej demaskuje, podobnie jak w przypadku trenerów i piłkarzy, niezrozumienie piłki nożnej jako dyscypliny oraz niezrozumienie gry. Ponadto taka postawa zdradza katastrofalne mechanizmy kontroli jakości działań boiskowych oraz pozaboiskowych, a do tego faworyzowanie weryfikacji efektu, zamiast elementów składowych. To klasyczny czynnik blokujący proces rozwoju.
Abstrahując od pełnionej funkcji, krytyka sędziego zawsze pozostaje zachowaniem kontrproduktywnym.
🔹 BRAK SOLIDARNOŚCI
Dziedzina zawodowej piłki nożnej obejmuje liczne role specjalistyczne. Do jednej branży należą między innymi osoby zarządzające Klubami, trenerzy, piłkarze i sędziowie. A zatem, kanonem powinna stać się solidarność wszystkich profesji w ramach futbolowego świata. W bezpośrednich rozmowach – ale nie publicznie – można przekazywać uwagi, komunikować się bardziej bezpośrednio. Jednak wynoszenie niesnasek na zewnątrz, to już zagranie poniżej pasa. Dziwię się niezmiernie, że niepisana zasada rezygnacji z wzajemnej negatywnej krytyki całkiem dobrze funkcjonuje w gronie przedstawicieli Klubów, trenerów i zawodników (także w mieszanych konstelacjach), natomiast sędziowie z tej układanki zostali wykluczeni. Coraz częściej pojawiający się brak respektu względem sędziów jest także mocno niebezpieczny. I tak dotarliśmy do ostatniego punktu.
🔹 BRAK ODPOWIEDZIALNOŚCI
Wszystkie osoby zarządzające Klubami, wszyscy trenerzy i wszyscy piłkarze w zawodowej piłce nożnej znajdują się pod permanentną presją. Każda imienna negatywna ocena ze strony przełożonych, dziennikarzy, „ekspertów”, kibiców czy anonimowych ignorantów boli i czasem zostawia trwałe ślady. Jak krótkowzrocznie trzeba postępować, aby nie potrafić przetransformować tej wiedzy na środowisko sędziowskie?! Wszyscy sędziowie prowadzą własne życie, mają uczucia, posiadają rodziny i przytłaczająca większość pragnie wykonywać swój zawód absolutnie profesjonalnie. Bezpodstawne, umniejszające jakości pracy arbitrów tyrady zwyczajnie wyrządzają krzywdę tym ludziom, są merytorycznie całkowicie nieuzasadnione, a do tego implikują cały szereg kłopotów. Szczególnie w czasach odczłowieczenia społecznego wszelkie zarzuty padają na żyzny grunt. Wygwizdywani oraz obrażani na stadionie, obrzucani inwektywami w Internecie, a być może też zaskakująco zaczepiani w życiu codziennym. Na to cierpienie nie jest wystawiany sędzia, lecz człowiek. Następstwa bywają fatalne: samozwątpienie, stany lękowe i depresyjne, a ponadto utracona pasja do pięknej gry.
Przypadek Felixa Zwayera w Niemczech był bardzo smutny, niezasłużony i potwierdzał powyższy wzorzec. Międzynarodowy sędzia długo nosił się z zamiarem zakończenia kariery, na szczęście jednak wrócił na piłkarską scenę. Wszystkie te wydarzenia stanowią „tylko” wierzchołek góry lodowej, bo przecież bardzo duża grupa sędziów mogłaby opowiedzieć o swoich perypetiach. Nie tylko w najwyższych ligach, ale także na szczeblu tych niżej umiejscowionych w hierarchii. Przykład przychodzi z góry.
Mentalność pod tytułem „Sędziowie są zawsze winni” już dawno zadomowiła się w świecie piłki nożnej. Tak ustawiona optyka wywodzi się z niezrozumienia piłki nożnej i ma na celu odruchowe zasłonięcie własnej nieudolności. Jestem pozbawiony iluzji, dlatego zdaję sobie sprawę, że ta niegodziwa problematyka nie zakończy się jutro. Mimo wszystko odczułbym radość, gdyby wreszcie więcej osób zaczęło dyskutować w omawianym przedmiocie. Aktualnie nie istnieje nawet nieśmiała próba podjęcia dyskursu w kontekście bezsensowności krytyki formułowanej pod adresem sędziów piłkarskich. Szkoda.